prasówka z PRLu #4 o Glinkach w roku 1947

Zaraz po wojnie w prasie codziennej pojawiła się seria artykułów przybliżających nowym mieszkańcom Szczecina rubieże miasta, omawiających poszczególne dzielnice oraz życie toczące się w nich. Stołczyn, nazywany w całości Glinkami, został opisany już w trzecim odcinku takiej serii zamieszczonej w Kurierze Szczecińskim. Przy czym jest to artykuł wyjątkowo literacki, ze sporą dawką humoru i optymizmu. Ale! niech tekst obroni się sam:

Poznajemy Wielki Szczecin (3)

Zadymione Glinki i ciche Skolwino

   Glinki vel Stołczyn mają szczęście do monumentalnych budowli. W dole rozpościera swoje stalowe ramiona Huta wraz z potężnymi płucami – wielkim piecem, w górze wystrzela wśród przycupniętych do ziemi małych budyneczków ponury graniastosłup 9-cio piętrowego schronu naziemnego. Po stromych, mocno zaśmieconych schodach wspinamy się na jego szczyt. W korytarzach panują grobowe ciemności. Nie przeszkodziło to jednak wytrawnym szabrownikom w dziele zniszczenia. Jedyna rzecz, która nie została wyszabrowana to betonowe ściany. Poza tym zniknęło wszystko. Schron naziemny budowano na ruchomym fundamencie, który w razie wybuchu bomby „poddawał” się podmuchowi. Cały schron zakołysał się i stał dalej.

   Z dachu roztacza się wspaniały widok na cały Stołczyn. Sina tafla jeziora Dąbskiego zdaje się łączyć swoje wody z szarą wstęgą Odry. Horyzont przesłania dym z wielkiego pieca. Płuca Stołczyna oddychają bez przerwy dzień i noc.

   Stołczyn jest przedmieściem przemysłowym. Wokoło królowej – huty przysiedli się paziowie przemysłu: cementownia, fabryka superfosfatów i cegielnia. We wszystkich tych ośrodkach wre gorączkowa praca nad odbudową. Superfosfaty prawdopodobnie wnet ruszą, cegielnia produkuje solidne cegły, z cementownią na razie cicho.

KOMUNIKACYJNE FIGIELKI

   Mieszkańcy Stołczyna vel Glinek są zadowoleni ze świata i ludzi. Do wieczora pracują, następnie dmuchają w ognisko domowe lub odwiedzają miejscowe kino „Apollo”, względnie Dom Kultury Huty. I nic by im nie brakowało do zupełnego szczęścia na tym najlepszym ze światów, gdyby nie komunikacja. Do niedawna było tak:

   Pociągi jeździły rzadko i w zupełnie nieodpowiednich porach.

   Obiecane autobusy są jeszcze w Anglii, a szeroko rozreklamowany tramwaj wodny posiada następujące wady:

   1) jest diabelnie drogi, 2) jeździ, wzgl. płynie z szybkością chromego żółwia, 3) używany jest przeważnie na wycieczki niedzielne.

   Tak więc mieszkańcy Glinek cierpią na chroniczny brak okazji komunikacyjnych. „Łebkarstwo” jest bardzo popularne. Kolej na szczęście ostatnio się poprawiła, w czym jest odrobina i naszej zasługi.

SZCZYPTA HISTORII I EKONOMII

   4 października Roku Pańskiego 1945 władze polskie objęły Stołczyn. Przybyło 10 urzędników i 6 milicjantów. W Stołczynie było w owym czasie 3.500 Niemców. Burmistrz niemiecki zwąchał pismo nosem i „zwiał” na dwa dni przed przybyciem polskich władz.

   Niemcy utrudniali nam na każdym kroku pracę. Mimo, że Stołczyn objęty był przez administrację polską, urządzali tajne zebrania i wydawali swoim ludziom zarządzenia. Pewnego pięknego dnia najbardziej aktywni przedstawiciele „herrenvolku” zostali wyeksmitowani. Do Stołczyna zaczęła napływać ludność polska, przeważnie repatrianci zza Buga. Dziś Glinki (d. Stołczyn) liczą już 3.621 Polaków i 100 Niemców.

   Podstawą egzystencji ludności Glinek jest Huta. Zatrudnia ona 1080 robotników, czyli ponad 60 proc. Wszystkich pracujących. Poza tym jest 30 gospodarstw, 200 ogrodów i 160 działek, 55 koni, 33 krów i 50 sztuk nierogacizny uzupełnia „wyekwipowanie” miejscowej ludności. Glinki mogą pomieścić jeszcze około 70 rodzin.

   Cały Stołczyn, w odróżnieniu od zaniedbanego Dąbia, sprawia bardzo czyste wrażenie. Ulice są starannie zamiecione, nie widać nigdzie gruzu, procent zniszczenia jest minimalny.

(dalej o Skolwinie)

T. FREY

artykuł.jpg

Dodaj komentarz

Create a website or blog at WordPress.com

Up ↑